Menu

Autorefleksja (Podsumowanie)

17 sierpnia 2017 - Felietony
Autorefleksja (Podsumowanie)

 

O czym jest mój blog? O życiu, ale co to mówi ?”. Właśnie w ten sposób odpowiadam, gdy ktoś pyta mnie, o czym pisze. Jeśli się przyjrzymy, większość osób powiedziałaby, że potrafi podejmować oraz nie obawia się życiowych tematów. Znajdzie się wielu, którzy będą starali się udowodnić nam, że właśnie my obawiamy się życiowych tematów. Myśl życiowo Rada tak irytująca w swej pozornej, wyświechtanej mądrości, że mam ochotę wykopać sobie grób z epitafium Prędzej umrę, niż będę myślał życiowo. Weźmy za przykład mnie. Ile razy mówię, że chcę wybrać się na filozofię, tyle razy słyszę o niepewnej przyszłości i braku pracy (chyba że na wózku). Po twoim upragnionym kierunku nic na Ciebie nie czeka, mówię Ci o tym jako twój dobry przyjaciel Mamy myśleć o konkretach? Zgoda. Określ więc, czego ode mnie oczekujesz. Bycia marzycielem podążającym za własnymi celami, czy bycia materialistą?  Nie widzę nic pomiędzy.

Może się wydać, że schodzę z tematu, ale jakby nie patrzeć, ktoś, kto wchodzi na mój blog, mógłby doświadczyć niemałego zakłopotania. Tu kreskówka, tam coś o perwersji. Tu mój amatorski esej o relacjach społecznych, a tu coś pupie. Uderzam z całą euforią, pisząc takie teksty jak Świadomość lub Nastoletni Syndrom, by za chwilę stoczyć się w otchłań apatii i rezygnacji opisując Facebook, gdy Jest Gorzej niż źle. Jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pisze, to co pisze, równie dobrze można by, mnie zapytać jak to jest być mną.To tak jak z Medytacją, która jest celem sama w sobie. Jedną z moich cech jest właśnie ta chaotyczność w podejmowaniu wiele tematów naraz. Jeśli taki jestem, to tegoroczne podsumowanie też musi być… ale nie tak bardzo. Może wyjść z tego Inertia Creaps pełne daleko idących porównań i zagłębiania się w wielkim rozgarniętym święcie, który wciąga mnie jak Czarna Dziura swoją… Po kolei.

Odniosę się do kilku porad, które mogą być niektórym pomocne, ale w moim przypadku okazują się mitem. Jedną z nich jest to, aby znaleźć sobie konkretną grupę odbiorców. Brzmi to jakby grono czytelników, miałoby być jakąś elitą. Taką, która słucha The Doors, uwielbia Neila Tysona i zaczytuje się w Mistrzu i Małgorzatę”. Albo inaczej, niech będzie to, ktoś, kto zgadza się ze mną we wszystkim, całkowicie mnie rozumie. Niech ciekawi go, jaki jest wpływ sadomasochizmu na związek i jak pogoń za ciastkiem jest podobna do poszukiwania bliskiej sobie osoby. Widzicie, o co chodzi? Mój blog nie jest tematyczny. Nigdy nie chciałem, aby był. W internecie widzę tylko zestaw rzeczy, którymi otaczają się pewne osoby. Pozwolę sobie na mały eksperyment: Przechodząc ulicą, nawiązuję rozmowę z osobą kropka w kwadrat różną ode mnie. Czy istnieje szansa, że zainteresuje się moim blogiem, skoro mnie polubiła? Istnieje. Dlaczego nie pisać właśnie dla niej?

Ja ciągle słyszę: Kamil, weź pisz tak, aby wszyscy Cię zrozumieli. Ja wtedy mówię: Wiem, że każdy ma inne potrzeby i jest na swój sposób wyjątkowy, ale to, co zrozumiałem po całym roku pisania tego bloga, to, to że nigdy nie zrozumiemy się tak, aby wszyscy byli w pełni zadowoleni. Mhm… Daj mi moment. Jaki bardziej banalny język proponujesz?

Pisz o tym, co czujesz i zdaj sobie sprawę, że piszesz dla siebie. W tej na przykład chwili jestem zmęczony, o rozmyślam, jak się to rozwinie. Nie to nie pomaga. Nie czuje się ani trochę lepiej, rozmyślając o tym, jaki język dobrać do bólu zatok. Może to skrajnie nudny przykład, ale wtedy przeżywam bardziej mój język i stuk klawiatury, niż mój stan (wolę go zostawić na opowiadanie). To, co czujemy, można rozpatrywać pod kątem codziennych doświadczeń, zbioru kwestii rozciągniętych w dłuższym czasie, jak i z perspektywy amatorskiej filozofii, na którą nie mam teraz ochoty. Właśnie, kwestia autorefleksji ciekawi mnie teraz najbardziej. Pisząc dla siebie paradoksalnie, zacząłem pisać dla innych.

Zacząłem pisać Ćmę w Kapciuchach z myślą o opowiadaniach. Wyszło inaczej. Felietonowo. Nie było to złe. Rzeczy, o jakich tu pisałem zajmowały, moją przestrzeń w czaszce. (nieudana aluzja do Więźnia w Czaszce) Pochłaniały moje myśli całkowicie, permanentnie. Odważę się powiedzieć, że mnie przytłaczały. Potrzebowałem tych felietonów. Miałem pewne poczucia, że nie istnieje. Była we mnie taka rzecz, o jakiej nikt inny nie znał i nie mógł poznać. Czym jest mój blog? To jakaś część mnie, ale co to mówi?

Przez długi czas byłem nastolatkiem zafascynowanym nauką muzyką i książkami. Nadal jestem, ale nie tak ubogim emocjonalnie. Obijałem się o ściany z zachwytu. Wszystko wyjaśnię. Otóż mam poczucie, że gdyby w tamtych chwilach występujących co najmniej w cotygodniowych odstępach ktoś by mnie zbadał, zobaczyłby burzę endorfin. Stan typowy dla silnego zachwytu. Mimo to z perspektywy czasu oceniłbym to jako smutek. Stan uniesienia, nie był euforią, a tylko paraliżował mnie. Zostawałem zupełnie samym z moim całym odczuciem podziwu, gęste analizy przeciekały mi wartkim strumieniem przez głowę i bałem się, że nikt mnie nie usłyszy. Czułem się jakby ktoś, podpiął mnie pasami do krzesła i wrzeszczał tak głośno, jak generał do szeregu podwładnych. Ja tak właśnie krzyczałem w swych myślach . Dlatego tak bliskie stały mi się wtedy Ćmy. Latają w kółko po pokoju, parząc się światłem lampy, odprawiały znany tylko sobie absurdalny rytuał, błądząc wokół celu. Niech tylko nie będzie za bardzo emocjonująco, bo zrobi się z tego Coś Osobistego”… a zresztą, dlaczego by nie?

Perkusista może uderzyć w talerz. Dusza towarzystwa może tryskać dowcipem. Nie miałem niczego takiego. Chciałem Dać czadu”. Nie potrafiąc okiełznać drzemiącej we mnie energii, próbowałem nieświadomie znaleźć ujście swych wrażeń, w gęstym języku swoich niektórych tekstów Ja tu istnieje. Ja przeżywam . Byłem krytykowany, bałem się wyznać swoje zdanie w obawie, że ktoś przytłoczy mnie swoimi emocjami. Stąd właśnie mogłem ponawiać próby utworzenia jakieś skomplikowanej konstrukcji argumentacyjnej dla obrony przed urojonym napierającym na mnie tłumem. To jest, to co myślę! Nie wmawiaj mi, że chce się popisać, być kontrowersyjny, że robię to z fałszywych pobudek, że jestem ignorantem. Nie jestem tym, kim uważasz, że jestem! Nie było to złe i być może dla większości nie daje się to odczuć. W takich tekstach, gdy pisałem jak rozmawiać, co czyni naukę ciekawym, co uważam za wartościowe. Wbrew towarzyszącemu temu nabuzowaniu, pozwoliło mi to wysunąć się ze swoim światopoglądem. Jest to punkt wyjścia dla reszty opisania reszty trapiących mnie rzeczy. Od niedawna przyznałem się przed samym sobą, że odczuwam smutek.

Od tej pory odczuwam go nawet często i nauczyłem się w wielu chwilach odbierać go w sposób nawet pozytywny. Wyrwałem się z zubożałej świadomości emocjonalnej, w której stany rozróżniałem na przypływ energii i brak energii. W ten sposób pozwoliłem się poddać mym przeżyciom. To jest, to co czuje, nie muszę tego uzasadniać, ani się przed nikim tłumaczyć W ten sposób pisząc dla siebie, zacząłem pisać dla innych.

Autorefleksja wcale się nie kończy. Będzie jej więcej wraz z nowymi opowiadaniami i felietonami. Do zobaczenia.

 

 

 

 

 

 

 

6 myśli nt. „Autorefleksja (Podsumowanie)

Ola

Świetne i sięgasz bardzo głęboko z refleksją.

Odpowiedz
sipdop

Paradoksalnie znowu napisałeś coś co ma sens tylko dla Ciebie, ale przynajmniej starałeś się więcej rozjaśnić. W sumie tak to jest, że bycie nastolatkiem to wielka burza hormonów w mózgu. I dobrze, że chcesz dać temu upust, robiąc to co Ci wychodzi najlepiej – filozofując.

Odpowiedz
    cmawkapciuchach

    Dziękuje, za komentarz.

    Odpowiedz
    cmawkapciuchach

    Piszę to po kilku latach. No tak przecież nastolatki… Nastolatki, nie rozumieją świata, mają problem wglądu w siebie, przez hormony. To takie proste. Nie są tak skomplikowani jak inni ludzie. Proszę was na przyszłość, zdecydować się czy piszę coś co ma sens tylko dla mnie czy filozofuje. Bo te dwie rzeczy się różnią, bardzo.

    Odpowiedz
Eihwaz

Z blogami tak bywa, że własciwie wszystkie są o życiu. Dla innych życiem może być filozofia dla innych cos całkiem innego. Ja zakładam blogi co jakis czas, ale nigdy nie osiadam na nich za długo. Nie umiem trzymać się tematu i wątku, który zaczęłam. Mogę pisać o relacjach międzyludzkich, a tu zaraz najdzie mnie na temat, dajmy na to o harcerskich historiach. Trudno czasem to pogodzić, więc ostatecznie postów nie pisze. A co tam, niech zostaje w umysle na potem.

Moim zdaniem przy wyborze kierunku studiów dla siebie nie powinno się sugerować opiniami innych. Wszyscy wiedzą wszystko najlepiej, a ostatecznie kończą znacznie gorzej od nas ciesząc się z marnych zarobków. Własciwie to takie smutne… niektórzy rozwijają się tylko w stronę tego co przynosi pieniądze. A gdzie doswiadczenie, radosc z przeżywania i odkrywania?
Pisać dla siebie.. Czasem ciężko. Ja czuję się rozczarowana kiedy pisze tak od razu z emocji i tekst wychodzi płytko. W zasadzie najwięcej pisze wierszy, ale niekiedy wezmę papier i przeleję dłuższe mysli na papier. Później rezygnuję. Dopiero potem do mnie dociera, że nie podoba mi się ostateczny wydźwięk moich mysli, które przelewam, choć są prawdziwe. Prawdziwe. Może dlatego.

Nigdy nie uważałam, że smutek jest negatywny. Kiedy przychodzi myslę, że warto się z nim oswoić i przyjąć z otwartymi ramionami. To pomaga dla polubienia całego siebie. Podczas smucenia się patrzę w okno, bazgrze w dwie strony po kartce, wychodzę na dwór i ide daleko by pospiewać. Gdybym została już dawno rzucałabym się po scianach. Mysle, że jest to nawet lepsze niż fałszywe nakrywanie siebie usmiechem.
Własciwie wszystko co robimy jest po czesci dla nas, ale czasem chcemy widzieć w tym większy cel, tak dla zasady. Uważam, że gdy zaspokoimy swoje JA, to będziemy skuteczniejsi w działaniu MY LUDZIE. I ha, ten komentarz napisałam specjalnie dla siebie. Z nudy? Z desperacji? Z radosci? Z checi podzielenia się swoimi myslami? Kto wie.

A teraz tak nie w temacie. Nie jestem tu długo, własciwie godzine temu wpadłam. Jednakże twój styl pisania i bogaty zasób słownictwa mnie urzekł. Mam wrażenie, że uporzadkowuje mnie on. Wszystko co kłębi mi się w umysle i zostawia na nim slady zostaje na chwile rozsupłane. Chociażby na tą jedną. Dziękuję. Tego mi było trzeba.

Pozdrawiam Cieplutko!

Odpowiedz
    Kamil

    Droga Eihwaz. Miło przeczytać było tak uczuciowy i wnikliwy komentarz. Choć miałby być napisany z nudów : ). Chętnie poczytałbym również twoje teksty. Byłbym wdzięczny. To mi napisałaś było dla mnie bardzo motywujące i miłe.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *